piątek, 29 sierpnia 2014

Croque Madame muffins


Powoli wracam do rzeczywistości i rozkoszuję się ostatnimi dniami wakacji, które spędzam w Szczecinie, gotując w domu i spotykając się ze znajomymi. Te wakacje pełne były wrażeń, czuję się bogatsza o nowe doświadczenia i znajomości. Miesiąc spędzony w Gdyni minął bardzo szybko. Powiedziałam sobie, że staż w restauracji będzie próbą, po której albo zrażę się do pracy w gastronomii albo zdecyduję się brnąć w to dalej. Choć to, co dzieje się w restauracyjnej kuchni znacznie różni się od spokojnego gotowania w domu, sprawiło mi wiele frajdy. Przekonałam się ostatecznie, że chcę iść tą drogą. Nie wiem jeszcze dokładnie, którędy będą biegły moje ścieżki, ale na pewno zamierzam gotować i wciąż pogłębiać moją wiedzę w zakresie szeroko pojętej tematyki kulinarnej.

Pod koniec mojego stażu, szefowa kuchni - Malika, zrobiła mi niespodziankę i zabrała na Kino Kulinarne na Festiwalu Transatlantyk w Poznaniu. Przygotowywaliśmy kolację dla 150 osób, inspirowaną filmem "Smak Curry", który goście mieli okazję obejrzeć zanim zasiedli do stołów. W 10 osób przez 3 dni pracowaliśmy w poznańskiej restauracji "A nóż widelec". Pomimo wielu rzeczy do zrobienia i prestiżu kolacji, pracowaliśmy w spokojnej i przyjaznej atmosferze, jednocześnie czując, że mamy swój wkład w coś wielkiego.W festiwalowym namiocie dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik, by potem podzieleni na grupy, nakładać jedzenie na talerze na oczach gości. Było wiele emocji, chwilami stres, by czegoś nie zepsuć, ale na końcu sama radość i ogromna satysfakcja. Byłam dumna, gdy w białej bluzie kucharskiej i czarnej zapasce stałam wraz z wieloma kucharzami na podeście, kiedy goście bili brawo. To były niezapomniane chwile.


Poniższy przepis jest autorstwa Rachel Khoo. Uśmiechnięta kobieta z wyraźną szminką, gotująca w malutkiej kuchni paryskiego mieszkania. Przypomina mi trochę Nigellę, przez sposób w jaki mówi o jedzeniu i radość, jaką z niego czerpie. Mogłabym oglądać jej filmiki bez końca i to nawet nie dla przepisów, ale dla samej pozytywnej energii, jaka emanuje od Rachel. Croque Madame miałam okazję jeść wcześniej tylko raz i nie było to danie, które powaliłoby mnie na nogi. Grube, duże kromki pieczywa, szynka, beszamel uwieńczone jajkiem sadzonym. Tu jest inaczej.Od góry ser i kremowy beszamel, a z chlebowej chrupiącej skorupki wypływa aksamitne żółtko. Nic dodać, nic ująć. Warto!

SKŁADNIKI (na 6 kokilek)
1 łyżka masła
1 łyżka mąki
200ml mleka
szczypta świeżo startej gałki muszkatołowej
1/2 - 1 łyżeczka musztardy Dijon
4 kromki białego pieczywa
1-2 łyżki stopionego masła
6 plasterków dobrej jakości wędliny
6 żóltek
kawałek twardego sera, np. Cheddar lub Gruyere
sól i świeżo zmielony czarny pieprz


  1. Zacznij od przygotowania sosu beszamelowego. W niewielkim rondelku rozpuść łyżkę masła i dodaj mąkę. Chwilę mieszaj wciąż trzymając na ogniu, po czym zalewaj powoli mlekiem, dopraw gałką, musztardą, solą i pieprzem i cały czas mieszaj, aż sos zgęstnieje.
  2. Natłuść kokilki stopionym masłem. Odetnij od kromek chleba skórkę i rozwałkuj je trochę i posmaruj stopionym masłem.
  3. Wkładaj chleb do kokilek, tworząc "koszyczek", w którym umieścisz pozostałe produkty.
  4. Na chlebie umieść szynkę, żółtko i beszamel. Każdą porcję oprósz jeszcze startym serem, a wystające brzegi chleba nasmaruj masłem. Wstaw do piekarnika nagrzanego do 180stC i piecz ok. 15 minut, a jeśli chcesz, aby żółtko bardziej się ścięło, przedłuż czas pieczenia o kilka minut. Podawaj jeszcze ciepłe. Smacznego!

niedziela, 27 lipca 2014

Pomidorowe curry z łososiem


Taki szybki post, jak i szybkie jest to danie. Wystarczy kilka składników, kilka chwil i mamy obiad dla rodziny. Możecie dorzucić do tego jakieś warzywa albo łososia zastąpić kurczakiem. Kombinujcie z tym, co akurat macie w lodówce. tu nie ma żadnej filozofii. Pozdrawiam ze słonecznej Gdyni :)

SKŁADNIKI (4 porcje):
800g filetu łososia bez skóry
1 cebula
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1/2 łyżeczki ziaren kolendry
1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
1/2 łyżeczki curry
kilka liści curry (opcjonalnie)
400ml passaty pomidorowej (można w zamian zmiksować 1 puszkę pomidorów pelati)
sól i pieprz
olej do smażenia (np. rzepakowy)
2 torebki ryżu basmati

Sałatka:
100g roszponki
3 łyżki oliwy z oliwek
sok z połowy limonki
1 łyżeczka miodu
1/2 łyżeczki musztardy dijon


  1. Posiekaj cebulę, pokrój łososia w kostkę o boku ok. 2 cm. W moździerzu rozetrzyj kmin rzymski, kolendrę, cayenne i curry. Ugotuj ryż (w czasie gdy on się gotuje, przygotujesz resztę).
  2. Na patelni rozgrzej 1-2 łyżki oleju. Zeszklij cebulę. Wrzuć roztarte przyprawy oraz liście curry i podsmaż, aby puściły aromat.. Na patelnię wlej passatę pomidorową i gotuj ją przez chwilę, dodaj trochę wody, aby sos nie był zbyt gęsty. Dopraw solą i pieprzem, po czym wrzuć kawałki łososia i gotuj je w pomidorowym sosie, aż będą gotowe do spożycia. Dopraw ewentualnie jeszcze solą.
  3. Wymieszaj ze sobą oliwę, sok z limonki, miód i musztardę i połącz dressing z roszponką.
  4. Łososia podawaj z ugotowanym ryżem i sałatką. Smacznego!
Moja wersja przepisu z książki Bila Grangera "Nakarm mnie"

piątek, 25 lipca 2014

Kruche ciasto z jagodami


W wakacje przyszła mi ochota na słodycze, których normalnie za wyjątkiem gorzkiej czekolady nie jem zbyt dużo. Prawda jest taka, że wolę dobry makaron lub grzankę zamiast lodów czy ciasta. Lato obfitujące w owoce sprawiło jednak, że mam ochotę na coś słodkiego, więc po powrocie z Portugalii zabrałam się za crumble truskawkowo-brzoskwiniowe z migdałową kruszonką, a potem przyszła kolej na jagody.. Miałam zrobić jeszcze dwa inne desery, ale trochę czasu musiałam spędzić w łóżku, najpierw z powodu choroby, a później przygotowując się do egzaminu z prawa jazdy. To ciasto nie jest zbyt słodkie, z dużą ilością jagód i kruchym wierzchem, który dodatkowo oprószyłam cukrem. Idealne na lato, podane z lodami waniliowymi. Mniam!!! (Z przepisu wyszło dużo ciasta i trochę mi zostało. Można zmniejszyć podaną ilość, ja jednak cytuję z oryginału, a resztę zamroziłam i wykorzystam przy innej okazji).

Nie wspominałam wcześniej, ale aktualnie jestem w Gdyni, na praktykach w restauracji Malika. Mam okazję zobaczyć, jak funkcjonuje kuchnia, doglądnąć pracy kucharzy, nauczyć się czegoś oraz spróbować ciekawych potraw. Ponieważ restauracja specjalizuje się w kuchni śródziemnomorskiej oraz północno-zachodniej Afryki, niektóre dania czy składniki nie były mi wcześniej znane. Choć mam za sobą dopiero cztery dni, już nie mogę doczekać się kolejnych. Pracujemy w przyjaznej atmosferze, kucharze są pomocni, chętni do tego, aby czegoś mnie nauczyć. Dostaję przeróżne zadania: od krojenia i obierania warzyw, przez pakowanie próżniowe mięsa i rozkładanie produktów, do przygotowywania sałatek czy układania taginów. Wczoraj na przykład obrałam 2 blachy pełne upieczonych papryczek chili, jednak nie ubrałam rękawiczek i do dziś zmagam się z piekącymi palcami. W wolnej chwili biorę łyżeczkę i próbuję dań, pytam się, jak są zrobione, szukam ciekawych produktów w spiżarni. Cieszę się, że mam okazję zetknąć się z profesjonalną kuchnią i poszerzyć swoją wiedzę i umiejętności. Mam nadzieję, że starczy mi energii na cztery tygodnie, które zamierzam tu spędzić. Trzymajcie kciuki :)


SKŁADNIKI (na tortownicę o średnicy ok. 24cm)
Ciasto:
500g mąki pszennej
60g cukru pudru
szczypta soli morskiej
350g masła schłodzonego i pokrojonego w kostkę
130 ml kwaśnej śmietany

Nadzienie:
500g jagód (świeżych lub mrożonych)
115g drobno mielonego cukru
1 łyżeczka otartej skorki z cytryny
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki mąki kukurydzianej

1 żółtko, rozbełtane
1-2 łyżki cukru do posypania


  1. Przesiej mąkę, cukier puder oraz sól do miski. Dodaj kosteczki masła i ugniataj dłońmi, do uzyskania konsystencji kruszonki. Wlej kwaśną śmietanę i ugniataj, aż ciasto przestanie lepić się do rąk. Podziel je na 2 części, z każdej uformuj kulę, owiń folią spożywczą i schłodź w lodówce przez co najmniej
    1 godzinę.
  2. Wyjmij jedną ze schłodzonych części ciasta i rozwałkuj na grubość ok. 4 mm.na blacie opruszonym mąką. Wyłóż dno tortownicy papierem do pieczenia, a boki wysmaruj masłem. Wyłóż ją ciastem. Tak przygotowaną formę wstaw do zamrażarki na co najmniej 15 minut.
  3. Nastaw piekarnik na 200stC. Wyjmij z lodówki drugą połowę ciasta i rozwałkuj ją tak samo, jak robiłeś to z pierwszą.
  4. Jagody wymieszaj z cukrem, mąką kukurydzianą oraz skórką i sokiem z cytryny. Rozłóż je równomiernie w formie z ciastem i przykryj drugą częścią ciasta. Brzegi szczelnie zaciśnij i pofałduj widelcem. 
  5. Wierzch ciasta posmaruj żółtkiem i oprósz cukrem. Zrób 5 nacięć na kształt gwiazdy. Wstaw do piekarnika na 15 minut, po czym zmniejsz temperaturę do 170stC i piecz jeszcze przez ok. 35 minut, aż się zrumieni. Przed podaniem ostudź ciasto. Podawaj z lodami waniliowymi lub sosem custard.
Przepis pochodzi z książki Billa Grangera "Nakarm mnie"



poniedziałek, 21 lipca 2014

Penne z sosem carbonara, bobem i bazylią



Pełnia lata, nieznośne upały. Stojąc nad gotującą się zupą lub otwierając piekarnik, z którego bucha gorące powietrze. Latem w kuchni panują szczególnie wysokie temperatury, gotowanie chwilami bywa męczące. Jednak ogromna ilość kolorowych warzyw i owoców, czekających na przerobienie wynagradza mi każdą kroplę potu. Uwielbiam, gdy na talerzu jest kolorowo,, gdy mogę jeść lekko, świeżo i zdrowo. Gdy w cotygodniowej dostawie ekologicznych warzyw znalazł się bób w strączkach, przypomniałam sobie o tych pięknych zielonych ziarnach. Na zdjęciu powyżej bób z pierwszej dostawy, jeszcze młody, niewielki. Tydzień później ziarna były już o wiele większe, dojrzałe. W towarzystwie boczku i kremowego sosu ze śmietanki i żółtka smakował wybornie. Bazylia orzeźwiła to danie i dodała mu charakteru. Polecam na wspaniały letni obiad bądź kolację.

SKŁADNIKI (3-4 porcje)
0,5 kg bobu (podaję wagę bobu bez strączków, przed obraniem ze skórki)
180g wędzonego chudego boczku
kilka ząbków czosnku
3 żółtka
5 łyżek śmietanki kremowej
300g makaronu penne
sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
garść listków bazylii
świeżo starty Parmezan lub Grana Padano
oliwa


  1. Boczek pokrój w kosteczkę. Obierz bób i ugotuj w osolonej wodzie uważając, by go nie przegotować. Czosnek pokrój w poprzek na cienkie plasterki. Zagotuj wodę na makaron i ugotuj go al dente, zostawiając trochę osolonej wody po gotowaniu.
  2. W głębokiej patelni rozgrzej odrobinę oliwy i podsmaż boczek. Dodaj czosnek i dalej podsmażaj, aż puści aromat. Dodaj odrobinę wody, śmietankę, zagotuj i wrzuć bób, a po chwili świeżo ugotowany makaron. Zdejmij z ognia i wymieszaj.
  3. Do gorącego jeszcze makaronu energicznym ruchem wrzuć żółtka i od razu wymieszaj z makaronem. Żółtka nie mają się ściąć, tylko stworzyć kremowy sos. W razie potrzeby możesz dodać jeszcze trochę wody z gotowania makaronu. 
  4. Danie wymieszaj z posiekana bazylią. Podawaj ze startym Parmezanem. Smacznego!


niedziela, 13 lipca 2014

Kuskus z cukinią, dymką i imbirem


Jak wspominałam już na facebook'u, pierwsze dni wakacji spędziłam w Portugalii. We czwórkę znajomych wspaniale spędziliśmy ten czas, rozkoszując się uroczym miastem i lokalną kuchnią, w której królują grillowane ryby i świeże owoce morza. Wspaniale było doświadczyć życia miasta, szczególnie wieczorem, kiedy to restauracje i małe, domowe knajpki zapełniają się ludźmi. To, co mnie urzekło to prosta, lokalna kuchnia, bazująca na świeżych składnikach (ryby i owoce morza, które chcemy zamówić, możemy zobaczyć wyłożone na lodzie, zanim powędrują na ruszt). W Lizbonie pełno jest uroczych, malutkich knajpek, gdzie żywią się głównie miejscowi, a my mogliśmy poznać, jak jedzą na co dzień. Z regionalnych przysmaków polecam m.in. Bacalhau à Brás, czyli kawałki solonego dorsza z cieniutko startymi ziemniakami, cebulą, czarnymi oliwkami i natką pietruszki oraz grillowane sardynki. Moi współtowarzysze upodobali sobie także jedną cukiernię, w której niemal codziennie kupowali ciastka. Głównym składnikiem deserów w Portugalii jest budyń, który pojawia się prawie wszędzie. Wiele ciastek bazuje na cieście francuskim.  Nie brak również wspaniałych alkoholi wśród których upodobaliśmy sobie porto, sangrię (może to hiszpańskie, ale jest praktycznie w każdej knajpce), moscatel de setubal, którego kosztowaliśmy w najstarszej portugalskiej winnicy i owocowe drinki, wśród których najpopularniejsza jest caipirinha. Zdjęcia niektórych potraw znaljdziecie na moim INSTAGRAMIE.

Po długiej podróży, a potem przespaniu połowy dnia, zapragnęłam lekkiego posiłku. W lodowce czekały dwie ekologiczne cukinie, z których szybko przygotowałam zdrową obiadokolację. Czasami robię sobie na lunch taką cukinię, ale bez kuskusu. Kroję ją wtedy w trochę grubsze plastry i zajadam jeszcze ciepłą.

SKŁADNIKI (na 2 porcje):
1 średniej wielkości cukinia
3/4 szklanki kuskusu, najlepiej razowego
2 dymki wraz ze szczypiorkiem
kawałek świeżego imbiru, wielkości kciuka
1 cytryna
sól morska
1 łyżka oleju kokosowego lub oliwy
oliwa extra vergine


  1. Odkrój od dymek korzonki i posiekaj. Zielone części przełóż do miseczki. Sparz cytrynę wrzącą wodą. Cukinię pokrój na cienkie półplasterki.
  2. Na patelni rozgrzej olej kokosowy. Wrzuć do niego białą dymkę i chwilę zeszklij. Dodaj starty imbir i startą skórkę z cytryny.  Po chwili dodaj cukinię, chwilę podsmaż,posól,  po czym zmniejsz ogień i przykryj całość przykrywką. Co jakiś czas zamieszaj zawartością patelni.
  3. W międzyczasie zagotuj wodę. Wsyp kuskus do miski, posól go i zalej 3/4 szklanki wody. Przykryj talerzem i poczekaj, aż wchłonie całą wodę. Jeśli po tym czasie będzie wydawał Ci się trochę za twardy, dolej jeszcze wrzącej wody i ponownie przykryj talerzem.
  4. Gdy cukinia zmięknie, przełóż ją do miski z kuskusem. Dodaj odrobinę soku z cytryny, posiekany szczypiorek oraz oliwę i wymieszaj. Smacznego!


poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wołowina w winie i soku pomarańczowym z duszoną cykorią i sałatką


Nastały chłodniejsze dni, więc przyszła mi ochota na mięso. To zdecydowanie mój ulubiony przepis na wołowinę. Cienkie, delikatne kawałki wołowiny zanurzone w słodkawym sosie, a do tego cykoria przepełniona aromatami i jedna z moich ulubionych lekkich sałatek. To danie powstało na bazie przepisu Pascala Brodnickiego na pieczoną kaczkę, którą przygotowała mi kiedyś moja Mama i od tej pory na stałe zagościło w moim menu. Gorąco polecam.

SKŁADNIKI:
1kg dobrej jakości mięsa wołowego (np. z udźca)
200ml białego wina półwytrawnego
3-4 pomarańcze
1 łyżka musztardy ziarnistej
1 łyżeczka curry w proszku
1/2 łyżeczki kurkumy w proszku (można użyć świeżej)
2 białe cebule
spora garść rodzynek
olej do smażenia
sól i pieprz

8 cykorii
1 łyżka masła

Sałatka:
mieszanka ulubionych sałat
2 duże marchwie
spora garść pestek dyni
3 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka octu z białego wina
1 łyżeczka musztardy Dijon
1 łyżeczka miodu
trochę soku z pomarańczy

dodatkowo:
ugotowany biały ryż
posiekane listki świeżej mięty


  1. Wołowinę pokrój w poprzek włókien na niewielkie, cienkie kawałki. Dopraw solą, pieprzem, curry i kurkumą. Cebulę obierz i posiekaj w piórka. Sparz pomarańcze wrzącą wodą. Na patelni rozgrzej 2-3 łyżki oleju i podsmaż na nim mięso. Dodaj cebulę. 
  2. Gdy mięso będzie podsmażone ze wszystkich stron, dorzuć do niego rodzynki i musztardę ziarnistą. Zetrzyj skórkę z 1 pomarańczy. Wymieszaj, po czym wlej wino i sok z 3 pomarańczy. Jeśli smak sosu wyda Ci się za bardzo winny, możesz dodać jeszcze sok z 1 pomarańczy. Całość wymieszaj i doprowadź do wrzenia, po czym przykryj i duś na małym ogniu przez ok. 1 godzinę. 
  3. Na patelni rozgrzej masło i przesmaż na nim cykorię z dwóch stron. Układaj je na wierzchu duszącego się mięsa, kiedy to będzie prawie gotowe, ale jeszcze nie kruchutkie i rozpadające się. Ponownie przykryj całość i duś jeszcze ok.30 minut lub do czasu, aż cykoria będzie miękka i przesiąknięta aromatami, a mięso kruchutkie. Jeśli na patelni po smażeniu cykorii pozostało Ci trochę masła, możesz dodać do niego sok z pomarańczy, musztardę ziarnistą i po częściowym zredukowaniu płynu dodać odrobinę miodu i całość lekko skarmelizować. Powstałym gęstym sosem polej duszącą się cykorię.
  4. Pestki dyni upraż na suchej patelni. Marchew obierz i zetrzyj na tarce na cienkie paski. Z podanych składników przygotuj dressing i wymieszaj z sałatą, marchwią i pestkami dyni. 
  5. Gotowe danie podawaj z ugotowanym ryżem, opcjonalnie wymieszanym z odrobiną masła. Smacznego!. 



poniedziałek, 23 czerwca 2014

Penne z pesto, awokado, fetą i mietą


Kiedy patrzę wstecz na moją niedługą na razie przygodę z gotowaniem widzę, jak zmienia się moje podejście, ile rzeczy już sobie wypracowałam. Teraz przede wszystkim staram liczyć się z naturą, dostosowywać menu do tego, co akurat daje przyroda. Wychodzę z założenia, że to, co rodzi Ziemia jest dobre, a więc człowiek nie musi tego ulepszać. Bacznie przyglądam się wszelkim etykietom, mam kilka miejsc, w których kupuję konkretne produkty. Rozmawiam ze sprzedawcami, a potem z ufnością do nich wracam bo wiem, że starają się, aby dać klientowi jak najlepszy produkt. Wprawdzie większość zakupów robią moi rodzice według starannie sporządzonej przeze mnie listy, ale wiedzą, gdzie najlepiej kupować, bo często mówię, skąd wziąć konkretne rzeczy. I tak oto mam "swój" sklep Nemo na Chopina, gdzie kupuję zawsze świeże i wędzone ryby, mrożone krewetki oraz wspaniałe śledzie gajowego. Najlepsze mięso bierzemy z Akademii Rolniczej, bądź ze sklepu ze zdrową żywnością na "Zakolu". Sklep ten prowadzą przemiłe Panie, które rzeczywiście znają się na rzeczy. Pamiętam, jak chodziłam tam po kozie mleko z Wołczkowa i na wejściu od razu usłyszałam "Dzień dobry, mleko już na Panią czeka". Wracając ze szkoły zwykle przechodzę przez rynek i zapoznaję się z aktualnie dostępnymi owocami i warzywami. Tam kupuję zawsze orzechy i suszone owoce na wagę, a do jednego sklepu często wpadam tylko po owoc granatu, który stamtąd o wiele bardziej mi smakuje niż skądinąd. Do tego dochodzą jeszcze cotygodniowe dostawy ekologicznych warzyw od państwa Dobrodziejów.

Przeczytałam kiedyś, że o ile niedawno gastronomia opierała się na technice, teraz wszystko kręci się wokół produktu, który powinien być jak najlepszej jakości. Staram się więc wybierać te , które są moim zdaniem najlepsze. W poniższym daniu chociażby. Awokado polecam odmiany hass, lepiej smakuje. Fetę to tylko tę z mleka owczego i koziego, oznaczoną znakiem Chronionej Nazwy Pochodzenia. Jedyne kupne pesto, które z czystym sumieniem mogę polecić, to te ekologiczne, które można kupić w Rossmannie. Nie dość, że smakuje idealnie, to jeszcze nie ma dodatków typu mąka, cukier czy ziemniaki, bo i takie się zdarzają. A mięta najlepsza ta ogródkowa oczywiście :)


SKŁADNIKI (na 3 porcje):
250g makaronu penne lub rigatoni
1 mały słoiczek pesto verde (alla genovese)*
1 i 1/2 dojrzałego awokado (najlepiej odmiany hass)
kawałek oryginalnej fety
garstka listków świeżej mięty
oliwa extra vergine

*gorąco polecam pesto ener BIO (do nabycia w Rossmannie)


  1. Ugotuj makaron al dente.
  2. W międzyczasie delikatnie wyjmij miąższ z awokado i pokrój go w plasterki.
  3. Ugotowany makaron wymieszaj z pesto. Na wierzch połóż plasterki awokado, dodaj pokruszoną fetę i posiekaną miętę. Całość skrop oliwą i od razu podawaj. Smacznego!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Linguini z krewetkami i papryką


Pewnego dnia w Paryżu zamarzyło nam się zjeść kolację w domu. Zakupy zrobiliśmy na Rue du Faubourg Saint-Denis, gdzie zachwycona byłam wielością sklepów i produktów dobrej jakości. Piękne świeże owoce morza, mnóstwo kolorowych warzyw i owoców, skrzynie z różnymi rodzajami sałat do stworzenia własnej mieszanki, sklepy z przeróżnymi winami. Wszystko czego dusza zapragnie za zakrętem ulicy. Tego wieczoru to dla mnie gotowano. Mój Brat przygotował swój osławiony przepis na makaron z krewetkami. Ja po tym, jak pomogłam przy obieraniu krewetek, uważnie przyglądałam się, jak powstaje to wspaniale danie. Ponoć zawsze robi więcej, aby jedzenia zostało na kolejny dzień. Było jednak tak dobre, że pochłonęliśmy wszystko za jednym razem. Do tego świece na wysokich świecznikach, wygodna kanapa, nastrojowa muzyka, dobrze schłodzone półwytrawne wino i przede wszystkim doborowe towarzystwo. Chwilo trwaj!

Dziś powtórzyłam ten przepis. Wprawdzie musiałam użyć krewetek mrożonych, ale poza tym jednym faktem, myślę, że udało mi się przywrócić smak potrawy. Wspomnienie Paryża wróciło...

SKŁADNIKI (3-4 porcje)
250g makaronu linguini
1 łyżka masła
1 łyżka oleju, np. lnianego
1 niewielka cebula
1 nieduży ząbek czosnku
opcjonalnie: posiekana papryczka chili bez nasion  lub odrobina harissy
2 czerwone papryki
5 pomidorów pelati
1/2 łyżeczki miodu (np. rzepakowego czy gryczanego)
500g świeżych krewetek (lub 600g mrożonych)*
grubo posiekana natka pietruszki
sól i świeżo zmielony czarny pieprz

*polecam kupić już podgotowane (różowe), wtedy wystarczy je tylko podgrzać na patelni. Mrożone krewetki należy wcześniej rozmrozić i osuszyć

  1. Nastaw wodę na makaron i w trakcie gotowania makaronu przygotuj resztę.
  2. Cebulę i czosnek drobno posiekaj. Paprykę pokrój w niewielką kostkę.
  3. Na patelni rozgrzej masło i olej. Dodaj cebulę, czosnek i chili, jeśli używasz, a po chwili słodką paprykę. Delikatnie dopraw solą. Smaż na średnim ogniu, aż papryka trochę zmięknie. Dodaj miód i wymieszaj zawartość patelni, aby się rozpuścił. Dodaj pomidory i rozgnieć je. Smaż jeszcze przez chwilę, po czym dopraw solą i pieprzem
  4. Na patelnię wrzuć krewetki. Jeśli używasz podgotowanych, wystarczy je podgrzać i już są gotowe. W przypadku szarych krewetek, należy trzymać je na patelni trochę dłużej. W razie potrzeby dopraw jeszcze solą.
  5. Wrzuć na patelnię makaron i wymieszaj. Dodaj natkę pietruszki. Smacznego!!!


niedziela, 8 czerwca 2014

Sałata z marchewką, fetą i kolendrą, z aromatem czosnku niedźwiedziego


Po deszczowym tygodniu nadeszły gorące dni. Słońce mocno przygrzewa, a każde wyjście z domu kończy się marzeniem o zimnym prysznicu. Pomimo upału, ponad 4 tysiące rowerzystów wzięło udział w dzisiejszym Święcie Cyklicznym. Chcemy pokazać, że jest nas dużo, że warto inwestować w nowe ścieżki rowerowe i inne udogodnienia, a na drodze powinniśmy być poważnie traktowani. To wspaniałe uczucie, kiedy można wspólnie przejechać ulicami rodzimego miasta, jest wtedy uczucie wspólnoty. Imprezie towarzyszyło moje ukochane Cafe Rower, czyli kawiarnia na rowerze oraz kawiarnia Stojaki, która miała dziś swoją prapremierę. Jest ona skierowana dla miłośników poruszania się po mieście rowerem bądź innymi środkami transportu za wyjątkiem samochodu. Będzie też można nieodpłatnie rower wypożyczyć. Dziś rozdawali kawę i robioną na miejscu lemoniadę "za uśmiech" oraz sprzedawali różne przekąski. Choć nie mogłam tam dzisiaj być, na pewno niedługo po oficjalnym otwarciu odwiedzę to miejsce. Na rowerze oczywiście.

Kiedy na dworze skwar, nie chce się jeść niczego ciężkiego. Pochłanianie góry sałat i owoców oraz hektolitrów wody bądź lemoniady jest jak dla mnie świetną alternatywą. Proponuję Wam zatem mój nowy pomysł na sałatkę, która ostatnio często gości na naszym stole.U mnie oprócz popularnych sałat: rzymskiej i batawskiej znalazły się też pak choi wraz z widocznymi na zdjęciu żółtymi kwiatkami oraz nieznana mi wcześniej rzeżucha ogrodowa. Każdy może skomponować sobie swój własny mix sałat wedle upodobań i dostępności produktów.

SKŁADNIKI:
mix ulubionych sałat (np. lodowa, rzymska, masłowa, batawska, dębowa, fryzyjska, rzeżucha ogrodowa)
2 marchwie, obrane i starte na cienkie plasterki
100g oryginalnego sera feta
pęczek świeżej kolendry
2-3 łyżki oliwy aromatyzowanej czosnkiem niedźwiedzim*
sok z niecałej połowy limonki
sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz

*czosnek niedźwiedzi należy posiekać, zalać oliwą i zostawić na kilka dni w lodówce.


  1. Porwij sałatę, opłucz i wysusz. Dodaj do niej pasterki marchewki i pokruszoną fetę.
  2. Kolendrę lekko posiekaj i dodaj do sałatki
  3. Wymieszaj oliwę z sokiem z limonki i dokładnie zmieszaj z sałatą.
  4. Dodaj świeżo zmielony czarny pieprz i według uznania odrobinę soli. Smacznego!!!

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Penne z cukinią, szynką parmeńską i mascarpone


Ostatkiem sił powoli zmierzam do końca roku szkolnego. Do ostatnich dni szkoła wymusza wytężanie umysłu i pochłanianie kolejnych partii wiedzy, ale już niedługo wakacje i porządny odpoczynek przed klasą maturalną. Jednak pomimo mnóstwa pracy i czasem zbyt małej ilości snu, nieodmiennie na wiosnę przychodzi mi ogromna chęć do życia i energia do podejmowania wszelkich działań. Może to przez słońce, a może przez te ogromne ilości warzyw, owoców i zieleniny, których o tej porze roku pochłaniam więcej niż zwykle. Ma to także wielki wpływ na radość, jaką czerpię z gotowania, bo jest teraz mnóstwo wspaniałych składników do użycia, a na talerzu zawitała tęcza.

W przepisie na ten makaron użyłam młody czosnek i jego pędy. W czasie podsmażania na maśle, wspaniale pachnie. Jest delikatniejszy od starszego czosnku, a wyglądem przypomina dymkę. Jeśli go nie dostaniecie, zawsze można zastąpić dymką lub kawałkiem pora. Bardzo spodobało mi się duszenie cukinii w formie takich paseczków. To danie zrobiłam wczoraj, a dziś przygotowałam inną wersję: z szafranem i delikatną fetą. Wspaniałości!


SKŁADNIKI (na 2-3 porcje):
200g makaronu penne
1 łyżka masła
3 pędy młodego czosnku (białe i jasnozielone części)
2 niewielkie cukinie
2 łyżki mascarpone
kilka cieniutkich plasterków szynki parmeńskiej
sól i pieprz
do podania: starty Parmezan, Grana Padano lub inny twardy ser


  1. Ugotuj makaron al dente w osolonej wodzie, pozostawiając pół kubka gorącej wody po gotowaniu.
  2. W czasie gdy makaron się gotuje, za pomocą obieraczki do warzyw pokrój cukinię na cieniutkie paseczki, długości mniej więcej połowy cukinii. Posiekaj czosnek w poprzek. 
  3. Na patelni rozgrzej masło i zeszklij na nim czosnek, a następnie dodaj cukinię, dopraw solą, wymieszaj i duś kilka minut na niewielkim ogniu pod przykryciem. 
  4. Gdy cukinia zmięknie, dopraw jeszcze solą (jeśli potrzeba) i pieprzem do smaku, po czym dodaj mascarpone i wymieszaj, aby się rozpuściło.
  5. Na patelnię wrzuć ugotowany makaron i wymieszaj, dolewając w razie potrzeby wody po gotowaniu makaronu. Dodaj porwaną szynkę i jeszcze raz zamieszaj.
  6. Podawaj posypane Parmezanem. Smacznego!

środa, 28 maja 2014

Pstrąg pieczony z pesto z czosnku niedźwiedziego

Czosnek niedźwiedzi poznałam dopiero tej wiosny i szczerze mówiąc nie za bardzo wiedziałam, co z nim zrobić. Posiekany włożyłam do słoiczka, zalałam oliwą i zostawiłam w lodówce, aby poczekał na wykorzystanie. Oliwa nabrała wspaniałego aromatu. Wymieszana z sokiem z cytryny dobrze smakuje z sałatą. Sam czosnek jest w smaku trochę jak szczypiorek, o czosnkowym aromacie, ale nie tak mocnym jak czosnek w ząbkach. Szukając pomysłu, wszędzie widziałam tylko pesto. Czemu nie? Wyszło świetne, o konkretnym smaku. Zostało mi jeszcze pół słoiczka, będzie na grzanki. Pesto z pewnością świetnie smakuje z makaronem, zastanawiałam się też nad dodaniem go do pieczonych buraków, ale wszystkie wylądowały w zupie. Smakujcie i kombinujcie, a jeśli macie jakieś inne pomysły, koniecznie napiszcie mi w komentarzu.

SKŁADNIKI (na 4 porcje):
4 wypatroszone pstrągi
cytryna, pokrojona w plasterki

Na pesto:
2 małe pęczki liści czosnku niedźwiedziego (jeden pęczek taki jak na zdjęciu powyżej)
1/2 szklanki pestek dyni
1/2 szklanki startego parmezanu
sól i pieprz
kilka łyżek dobrej oliwy


  1. Nastaw piekarnik na 180stC.
  2. Upraż pestki dyni na suchej patelni. Posiekaj czosnek. Wszystkie składniki na pesto zmiksuj w blenderze bądź utrzyj w moździerzu. Dopraw solą i pieprzem do smaku.
  3. Umyj, a następnie osusz pstrągi. Delikatnie oprósz je od środka solą, a następnie włóż do środka każdego trochę pesto i 2-3 plasterki cytryny. 
  4. Tak przygotowane ryby dokładnie owiń folią aluminiową, błyszczącą stroną do wewnątrz, łącząc ją od góry, aby sos nie wyciekał. Połóż na blasze i wstaw do piekarnika. Po 15-20 minutach otwórz folię i piecz jeszcze ok. 10-15 minut. Podawaj z sosem, który powstał na dnie folii, możesz podać do tego np. ziemniaki. Smacznego!



poniedziałek, 26 maja 2014

Food mix # 1




Nie jestem w stanie umieścić na blogu wszystkiego co codziennie powstaje w mojej kuchni. Dlatego postanowiłam co jakiś czas przybliżyć Wam, co gotuję, co jadam, co robię. Moje zdjęcia nie są może najlepsze, ale wciąż się uczę, więc proszę o wyrozumiałość. Życzę miłego oglądania i gotowania :).







 Biszkopt z budyniem i truskawkami dla Mamy z okazji jej święta :)

środa, 21 maja 2014

Krewetki w mleczku kokosowym, z imbirem, dymką i kolendrą


Kiedy byłam mała, jeździliśmy czasem na zakupy do Niemiec, gdzie wybór produktów był o wiele większy. W czasie jednej z takich wypraw, udaliśmy się na obiad do rybnej restauracji. Mama z Bratem jedli krewetki i namawiali mnie, żebym spróbowała. Były w innej formie, do jakiej przywykłam i upierałam się, że na pewno nie będą mi smakować.  W końcu jednak spróbowałam. Ponieważ było to bardzo dawno temu nie jestem w stanie dziś powiedzieć, jak były przygotowane. Pamiętam tylko, że były niesłychanie dobre. Jednak aby w moim mniemaniu nie stracić honoru powiedziałam, że tak jak mówiłam, nie smakują mi, chociaż w rzeczywistości miałam ochotę pochłonąć je wszystkie. Długo później żałowałam mojej bezmyślności i wspominałam wspaniały smak tamtych krewetek.

Dopiero od stosunkowo niedawna kupuję czasem mrożone krewetki. Obowiązkowo muszą znaleźć się w mojej zupie rybnej, a w zeszłym tygodniu wymyśliłam poniższy przepis. Wiadomo, najlepiej użyć krewetek świeżych, ale w Polsce ciężko je dostać. Proponuję więc użyć mrożonych, najlepiej szarych (nie podgotowanych).

SKŁADNIKI (na 3-4 porcje):
ok. 500-600g krewetek Black Tiger (świeżych lub mrożonych, surowych lub ugotowanych)*
1 łyżka oleju kokosowego (można zastąpić oliwą)
1 papryczka pepperoni lub inna ostra odmiana
4-5 dymek wraz ze szczypiorkiem
kawałek imbiru, wielkości kciuka
limonka
200ml mleczka kokosowego (wymieszaj zawartość puszki)
sól morska
pęczek świeżej kolendry
szklanka ryżu basmati

*krewetki mrożone należy przedtem rozmrozić


  1. Rozetnij papryczkę na pół i częściowo lub całkowicie pozbaw ją nasion (ja zazwyczaj kilka zostawiam, aby zaostrzyć smak potrawy). Pokrój połówki papryczki w poprzek. Odetnij od dymki ciemno zielony szczypiorek i odłóż na później. Białą i jasnozieloną część pokrój w poprzek. Obierz imbir. Limonkę sparz i wyszoruj, jeśli nie jest ekologiczna.
  2. Opłucz dokładnie ryż i ugotuj go w podwójnej ilości osolonej wody.
  3. W głębokiej patelni rozgrzej olej kokosowy. Dodaj posiekaną papryczkę, dymkę, starty imbir i trochę startej skorki z limonki. Dopraw solą i podsmaż, dodając odrobinę soku z limonki.
  4. Dodaj na patelnię mleczko kokosowe i zagotuj.
  5. Do gotującego się sosu włóż krewetki, dopraw solą i ugotuj je, mieszając, aż do osiągnięcia odpowiedniej konsystencji. Zajmie to dosłownie kilka minut.
  6. Do krewetek dodaj posiekany szczypiorek i posiekaną kolendrę. Podawaj z ryżem, polewając go wspaniałym sosem z mleczka kokosowego. Smacznego!



piątek, 16 maja 2014

Rukola z winogronami, selerem naciowym, orzechami włoskimi i kozim serem, w winno-miodowym dressingu

W Polsce jemy wciąż za mało warzyw. Chociaż popularne są u nas surówki, jednak wielu Polaków zadowala się małą ilością, upchniętą między mięso i ziemniaki. Od kiedy pamiętam, u mnie w domu do obiadu była wielka micha sałatki. Z dzieciństwa najbardziej przypominam sobie startą marchewkę z jabłkiem. Jeśli znalazły się w niej cząstki grejpfruta lub pomarańczy, walczyliśmy o nie z bratem, wybierając je z sałatki. Latem prawie codziennie był koktajl z truskawek i góra fasolki szparagowej z bułką tartą. Pochłanialiśmy tego olbrzymie ilości. Nie zmusimy wroga warzyw do tego, aby zjadał sałatę skropioną oliwą. Sałatka musi być ciekawa w smaku, być jedzona z czystej przyjemności. W domu staram się wymyślać coraz to nowe sałatki i dressingi. Mam szczęście, że moi domownicy tak jak ja uwielbiają chrupać warzywa i liście. Co tydzień dostajemy ekologiczne sałaty, więc tym bardziej wychodzi to na zdrowie. Będę co jakiś czas umieszczać na blogu moje pomysły na niebanalne sałatki, a jeśli Wy macie jakieś ciekawe przepisy, podzielcie się nimi.


SKŁADNIKI (na 2 porcje):
spora garść rukoli
mała kiść czerwonych winogron
2 łodygi selera naciowego
garść orzechów włoskich
1 łyżka oleju z orzechów włoskich lub oliwy
1 łyżka czerwonego wina
1 łyżeczka octu z czerwonego wina
1 łyżeczka miodu
świeżo zmielony czarny pieprz

opcjonalnie: ser kozi

  1. Umyj, a następnie osusz sałatę. Umyte winogrona poprzekrawaj na pół, możesz wyjąć z nich pestki. Orzechy upraż na suchej patelni. Odkrój końcówki selera i pokrój go  w poprzek.
  2. Przygotuj dressing: dokładnie wymieszaj ze sobą olej, wino, ocet i miód.
  3. Umieść rukolę w dużej misce i wymieszaj z pozostałymi składnikami. Dopraw świeżo zmielonym pieprzem. Możesz dodać na wierzch kozi ser. Smacznego!



czwartek, 15 maja 2014

Paryż


Wspominałam, że moja ostatnia nieobecność na blogu była spowodowana wyjazdem. Otóż długi weekend majowy spędziłam w Paryżu. Była to moja druga wizyta.. Zarówno dwa lata temu, jak i teraz miasto mnie zauroczyło.Większość czasu spędziłam włócząc się małymi uliczkami, doprowadzając tym sposobem nogi do skrajnego wycieńczenia, za to stan ducha do wzlatywania ponad poziomy. 

Paryż jest stosunkowo mały, ale w całości piękny, a nie, tak jak w przypadku wielu miast - tylko z reprezentacyjnym centrum, które można zwiedzić w 3 dni.Tutaj każdy zakątek zasługuje na odkrycie. Brud, smród i hałas, którego w Paryżu nie brakuje wcale nie przeszkadzają w pozytywnym odbiorze miasta. Mało tego: to jedne z czynników, które wpływają na swoisty charakter miasta. Odkrywaniu francuskiej stolicy towarzyszyła mi świetna lektura Stephena Clarke'a Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta, którą polecam każdemu, kto w czasie wizyty pragnie jeszcze bardziej wczuć się w tutejszy klimat.



Pierwsze, co pomyślałam po przyjeździe: Miasto jedzenia!!!. W rzeczywistości wszystko się wokół niego kręci. Paryżanie uwielbiają jeść. Rano skromnie: croissanty, dżem, sok, kawa, aby potem się rozkręcić w porze lunchu, który wspólnie jedzą w brasseriach w czasie długiej przerwy od pracy. Jest to zazwyczaj jakaś sałatka, omlet, naleśniki gryczane lub mięso, ryba czy burgery z grubymi frytkami ładnie podanymi w papierze. Do tego obowiązkowo bagietka, choć w jednym lokalu zamiast niej dostaliśmy chipsy z ziemniaczków truflowych. Jeśli nie zamówimy nic do picia, to i tak dostaniemy wodę (z kranu, jak najbardziej jest dobra do picia). Żeby dostać wodę butelkowaną, trzeba ją zamówić no i zapłacić oczywiście.Wydaje się być dziwne, że tylu paryżan stać na codzienne jedzenie na mieście. Dostają oni jednak bony z pracy, które upoważniają do zniżek w knajpkach. Tym samym: paryżanin jest syty i zadowolony, a restaurator ma mnóstwo klientów i cały biznes się kręci. Trzeba tylko wycelować w odpowiednią porę, bo wiele restauracji serwuje lunche od godziny 12 do 15, choć czasem już po 14 nie ma na co liczyć. Wieczór z kolei to czas na gustowną kolację, kiedy to restauracje otwierane są ponownie. 

Bardzo ważnym aspektem paryskiej diety jest wino. Nawet zwykłe sklepy spożywcze mają całkiem niezłą ofertę, choć jest też sporo specjalnych sklepów z winami. Ja ostatnio bardzo polubiłam wino, więc piliśmy je niemal codziennie. Wieczorem nad kanałem, czy w słoneczny dzień w parku mnóstwo ludzi piknikuje, pijąc wino lub piwo i zajadając się bagietkami, które jak dla mnie są symbolem miasta i gdyby tak dobre były w naszym kraju, pewnie znów przerzuciłabym się na jasne pieczywo.





Choć wielu Francuzów zamiast uwieńczyć posiłek czymś słodkim, preferuje kawałek dobrego sera, nie brak tu wspaniałych deserów. W pierwszej lepszej cukierni można dostać oczopląsu od kolorowych ciast z owocami, tart, tartaletek, ciasteczek, eklerków, makaroników i wielu innych. Wszystko wygląda tak pięknie, że można by najeść się samym patrzeniem. Trudno jednak się powstrzymać od kupienia choć jednego ciastka. Nawet ja, choć nie lubię jeść słodyczy zbyt często, dałam się skusić, a to oznacza, że naprawdę warto.